środa, 25 listopada 2015

Jakoś przeżyłam

Kilka postów temu wspomniałam o mojej wizycie w szpitalu, byłam tam 2 tygodnie prawie, że bez przerwy. Niektórzy zadadzą Sobie pytanie "Jak to prawie, że bez przerwy?". No więc już wyjaśniam. Do szpitala poszłam 7.X.2015r. Zostałam wypisana 14.X, ale mam takie szczęście, że już dzień później wróciłam do szpitala i wyszłam tak naprawdę dopiero 18.X.2015.
Hmm... Jak było w szpitalu? Mimo wielu wcześniejszych mętlików w głowie i smutków związanych ze szpitalem, sam pobyt wspominam bardzo miło. Poznałam wiele koleżanek przez te 2 tygodnie. Każda z nich była inna i nauczyła mnie czegoś. Z niektórymi lepiej się dogadałam, a z częścią troszkę gorzej. Również miło wspominam poznanych tam chłopaków. Dobrze się z Nimi dogadywałam razem z dziewczynami. Te 2 tygodnie spędziłam na 3 różnych oddziałach. Na początku kardiologię odwiedziłam, następnie neurologię, a na koniec endokrynologię.
Wszystko w szpitalu było bardzo przyjemne oprócz jedzenia. No chyba w każdym szpitalu tak jest. Lekarzy bardzo miło wspominam już pierwszego dnia zyskałam przezwiska "księżniczka" i "kosmitka". To pierwsze z powodu że przez cały dzień byłam przykuta do łóżka, bo ciągle pod kardiomonitorem leżałam i nie pozwalali mi się odpinać. Wszyscy wszystko musieli mi przynosić zabierać. A drugie, gdyż tego samego dnia miałam założony holter, wszędzie miałam jakieś kabelki diody no i tak wyszło z tym przezwiskiem. Obie ksywki towarzyszyły mi do końca pobytu. Nawet na kartce identyfikującej przy moim szpitalnym łóżku było moje imię i w nawiasie (kosmitka). Pielęgniarki też były bardzo miłe, choć był jeden pielęgniarz który o 19.00 kazał już wszystkim leżeć w łóżku. Kolejnego dnia przenieśli mnie na neurologię. Tam było dość miło, lecz głównie na tym oddziale leżały małe dzieci. Cały czas się z nimi bawiłam i pomagałam ich rodzicom, gdy oni na przykład chcieli pójść do toalety. Na neurologii była taka słodka mała dziewczynka, jeździła na wózku inwalidzkim, bo miała sparaliżowane nogi. Bardzo zdziwiło mnie to że pomimo tak trudnej sytuacji ciągle się śmieje, rozwesela innych. Mi też kilka razy poprawiła nastrój. Od niej nauczyłam się, że nie ważne co nas spotyka, trzeba to zaakceptować. Nie ważne, że boli, że cierpimy trzeba iść dalej z podniesioną głową. Ten na górze nad nami czuwa i daje każdemu to na co zasłużył.
Jak już powiedziałam na początku wpisu 14 października zostałam wypisana. Wróciłam do domu byłam strasznie szczęśliwa, w końcu mogłam przytulić moich najbliższych, położyć się we własnym łóżku. Poczułam się od razu lepiej. Stąd potwierdzam przysłowie, że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej! Kolejnego dnia już poszłam do szkoły. I niestety, źle się poczułam zemdlałam. Po omdleniu poszłam do pani dyrektor, ona zadzwoniła po moją mamę. No i niestety zemdlałam kolejny raz, i kolejny. Ogólnie tego dnia zemdlałam 5 razy. Dyrekcja się przestraszyła i wezwała karetkę, no i niestety wróciłam z powrotem do szpitala. Tym razem położyli mnie na endokrynologii. Poznałam kolejne fajne dziewczyny, lecz niestety wszystkie kolejnego dnia wyszły i zostałam na sali sama. W
sumie na nudę nie narzekałam. Cały czas siedziałam na facebooku i rozmawiałam przez telefon. W miarę szybko zleciał i ten pobyt w szpitalu.  18 pażdziernika wyszłam i wsumie tym razem troszkę dłużej udało zostać mi się w domu. Od tamtego czasu jeszcze raz znalazłam się w szpitalu ale to już nie ważne. Teraz siedzę w domu. Do szkoły nie chodzę. A jak będzie z tym rokiem zdam? a może nie? opowiem wam w kolejnym moim poście.
A to moje bransoletki szpitalne. Stylowe co nie?

piątek, 20 listopada 2015

Jak się wali to się wali wszystko.

Dziś zawaliło się wszystko. Kilka dni temu pokłóciłam się z przyjaciółką. W sumie nie wiem dokładnie czy naprawdę była moją przyjaciółką. Dowiedziałam się, że to co mówiłam jej w tajemnicy, ona mówiła innym. Ostatnio przez moje problemy ze zdrowiem jestem strasznie wybuchowa. i przez to kłócę się z prawie każdym. We wszystkich widzę winę aby nie we mnie. Jestem praktycznie nie znośna i dziś pokłóciłam się strasznie z moim chłopakiem. Wiem, że to głównie moja wina. Nie radzę sobie z emocjami i na nim to się odbija. Ostatnio wszystko musi być tak jak ja chcę. Gdy się z kimś kłócę nie potrafię nawet powiedzieć o co poszło :/  Z moim Miśkiem poszło o moje zdrowie. Wiem, że jestem problemem dla każdego. Powiedziałam jemu tylko o tym. A Misiek od razu że nie jestem. Nie dałam nawet rady wytłumaczyć nic. Chyba nawet nie wie czemu tak uważam. Aby poruszam ten temat, On go zmienia, jak to robi czuję jakby to, że jestem problemem była prawdą.Kolejną sprawą o którą poszło, było to, że przez nadmiar emocji zaczęłam krzyczeć na Miśka, On od razu powiedział "wiem, że ci ciężko ale nie musisz się na mnie wyżywać". Natychmiast zrobiło mi się głupio bo wiem że przesadziłam. Zaczęłam mówić, że mogę rozładowywać się tak jak kiedyś. Ciągle myślę jak się pozbyć złych emocji, jak sobie z nimi radzić, nie wychodzi mi to każdemu się przez to zdarza oberwać. Pomimo, że się przeprosiliśmy i tak czuję, jakby nadal nie było tak jak dawniej. Jesteśmy ze  sobą 11 miesięcy a czuje z każdym dniem jakbyśmy się oddalali, a zaczęło to się odkąd zaczęłam mieć większe problemy ze zdrowiem. Chciałabym żeby było wszystko jak kiedyś, żeby życie było beztroskie. Niestety to chyba nie jest mi pisane. dziś króciutko i trzymajcie niedokończony rysunek. Jak skończę pokażę efekt końcowy :)

środa, 4 listopada 2015

Prawda o mnie.

Hej. Od dłuższego czasu nie potrafię poradzić sobie z emocjami. Wszyscy mówią mi, że się zmieniłam, chociaż ja tego nie czuje. Fakt dużo krzyczę ostatnio i siedzę sama. Czemu? Dużo czasu się zastanawiałam czy pisać o tym tutaj, ale nikt mnie nie zna więc mogę napisać. Od dłuższego czasu mam problemy ze zdrowiem, nikt nie wie co mi jest, lekarze rozkładają ręce. Chcę żyć normalnie a nie mogę. Wszyscy mnie pilnują strasznie. Miałam różne myśli. Chciałam nawet z sobą skończyć, lecz pomyślałam o najbliższych że to ich by po prostu dobiło. Często płaczę i się martwię, rozmyślam, nikomu nic nie mówię bo nie chcę nikogo martwić. Tu się odważyłam! W tym poście chcę wykrzyczeć wszystko co czuje. Przez te "doły" nawiązałam kontakt z panią psycholog (jedni pomyślą że może jestem jakaś zwariowana, że uciekam do pomocy od psychologa, ale to nieprawda. Psychologowie pomagają wszystkim nawet tym zdrowym). Pani psycholog kazała mi wyrzucić z siebie emocje. Nie chcę mówić nic rodzinie bliskim, bo i tak widzę jak wszyscy przeżywają tą całą sytuację. Od dwóch miesięcy nie chodzę do szkoły. Tam już powstała cała masa plotek na mój temat, ale w sumie wszystkie plotki motywują mnie do jeszcze większej walki. Mogłabym powiedzieć wyżalić się mojemu chłopakowi, ale wiem że on też się martwi strasznie, rozumie co czuje i nie chcę go bardziej zadręczać. Może źle robię, lecz sumienie podpowiada żebym nie zamartwiała innych tym co czuję. Nie chcę żeby ktokolwiek z moich najbliższych się załamywał i wolę dusić to w sobie. Nikt z moich bliskich nie wie też o tym blogu. To jest dla mnie jedyne miejsce gdzie mogę się wykrzyczeć bez widoku moich bliskich z łzami. Szczerze to prawie codziennie zdarza mi się płakać. Ale co mogę poradzić? Jestem słaba i taka już chyba będę. Jedyną ucieczką z tej sytuacji jest dla mnie Bóg. Wiem, że On przygotował dla mnie taki test żebym zobaczyła ile złego w swoim życiu robiłam i chce żebym nauczyła się, że bez rodziny, przyjaciół nie da się żyć.  Chciałabym w końcu żyć normalnie. Wychodzić z przyjaciółmi gdzieś. Najgorsza w tym wszystkim jest bezsilność. Chciałabym mieć diagnozę, chyba prawie każda nawet najcięższa byłaby lepsza niż taka niewiedza. 
Jakiś czas temu często zadawałam sobie pytanie "czemu ja? " do tej pory dowiedziałam się tylko, że to przytrafiło mi się bo Bóg chce mnie przetestować. Ile to potrwa? Nie wiem, może zaraz będzie wszystko dobrze, może za rok, dwa a może nigdy nie będzie dobrze. Po prostu nie mam słów które opiszą to co w tej sytuacji czuje. Jak ktoś się mnie pyta jak się trzymam. Mówię "ok" a w sercu jest tysiąc słów których nie potrafię zebrać w zdanie. Jakbym chciała komuś powiedzieć to co czuje to nikt by mnie nie zrozumiał, bo było by to strasznie chaotyczne. Nawet teraz ten post jest strasznie pomieszany, ale trudno. Starałam się wyrazić to co czuje dość chaotycznie no ale inaczej nie potrafiłam.